Słyszałam dobry dowcip. Jaka jest polska witamina? Witamina UB.
Na dzień dzisiejszy miałam aż pięć zaproszeń: na konferencję w sprawie Festiwalu Muzyki Ludowej; na zebranie dwu sekcji ZAIKS-u; na Akademię bułgarską i na zakończenie Festiwalu Muzyki Ludowej. Poszłam tylko na ową ranną konferencję i na ZAIKS. Na Festiwal posłałam Bogusia i Hankę Suchecką. Konferencja była zwykłą piłą partyjną. Przemówienie Sokorskiego – zdechłe od pierwszego słowa. Zła budowa zdań odzwierciedlała źle toczące się, zakalcowate myśli – komunały powtarzające za panią Moskwą pacierz. Usłyszałam w tym przemówieniu trzy nowe cudackie słowa: „biedniacki”, „średniacki” i „buntarskie pieśni”. Wyszłam (by zdążyć na ZAIKS) w pierwszej części przemówienia Billiga, dyrektora radia (jew), który zainicjował ów festiwal. Z tego, co usłyszałam, orientuję się, o co im idzie. Chcą wmówić w siebie i w innych, że niszcząc chłopa, nie zniszczą źródeł sztuki ludowej. Ma ona – z woli rządu – dalej się rozwijać i być „świadomie konstruowaną twórczością ludową” odzwierciedlającą przemiany dokonywające się itd., itd. A przecież nie potrzeba marksizmu ani bolszewizmu. Cywilizacja mechaniczna sama i w każdym ustroju zabija sztukę ludową.
Warszawa, 28 maja
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.